piątek, 20 lutego 2015

Literatura na ekranie




Początek roku to okres, w którym odbywa się wiele festiwali filmowych. Zapadają na nich werdykty, które mają za zadanie wyłuskanie z setek propozycji tych, które były najwartościowsze. Miniony rok przyniósł wiele adaptacji filmowych książek – wśród nich dla dorosłych, młodzieży i dla dzieci. To produkcje polskie i zagraniczne. Pozwolę wymienić sobie choć kilka pozycji ubiegłorocznych pozycji filmowych: „Miasto 44”, „Niezgodna”, „Paddington”, „Akademia wampirów”, „Dawca pamięci”, „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”, „Kamienie na szaniec”, „Niebo istnieje... naprawdę”, „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”. Czy to wartościowe produkcje? Czy książka zawsze jest lepsza od filmu? Wiele już o tym powiedziano i napisano, pewnie każdy ma swoje przemyślenia. I ja dorzucę swoje pięć groszy.
Stoję na straży poglądu, że filmy są świetnym uzupełnieniem książek, pokazują czyjąś wizję świata przedstawionego na kartach książki. Ubogacają czasem fabułę książki, przedstawiając inne koleje losów bohaterów. Czasem przewracają książkę do góry nogami. Przez to prowokują do własnych rozmyślań i sądów.
Osobną kwestią jest to, że jedne produkcje filmowe są bardziej udane w oczach widzów czy czytelników, inne mniej. A w opiniach zawodowych krytyków filmowych czy literackich wygląda to jeszcze inaczej . Jak zatem znaleźć ów złoty środek, by zadowolić wszystkich? To chyba za każdym razem jest coś innego, bo gdy film jest tylko wiernym odtworzeniem świata literatury, to uważa się, że to tylko wierna kopia książki. A z kolei jeśli twórca filmu jest zbytnio kreatywny, to pojawiają się komentarze, że jego wizja nie trzyma się książki. Poza tym każdy odbiorca oczekuje czegoś innego i zaspokojenie wszelkich pragnień nigdy nie jest do końca możliwe.
W tym miejscu chciałabym zachęcić do przeczytania i zobaczenia mało znanego zagadnienia kuchni indyjskiej przedstawionego w książce i filmie „Podróż na sto stóp”. Warto poprzez obie te formy zagłębić się w tę niezwykle bogatą w smaki i zapachy kuchnię Wschodu. Film i książka opowiadają historię młodego chłopaka, który dorastając, uczył się tajników tradycyjnej kuchni indyjskiej od matki. Sam też nie bał się eksperymentów kulinarnych. Doprowadziło go to do objęcia posady szefa kuchni w rodzinnej restauracji, a potem kariery w innych restauracjach. Wszystko to przedstawione jest na tle zabawnych, a czasem przerażających losów rodziny próbującej znaleźć swoje miejsce w Europie.
Jestem zdania, że tym razem to film barwniej przedstawił zawiłości losu głównego bohatera, wydobywając zeń to, co naprawdę istotne. Feeria smaków, zapachów i kolorów roznieci apetyt wielu odbiorców. Może nawet zachęci do własnych eksperymentów kulinarnych.
Na koniec mych rozważań pozostaje mieć tylko jedno marzenie – by literatura i film za Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem zgodnie mogły za każdym razem wykrzyczeć na cześć sztuki wysokiej „Eviva l'arte!”.
B.Sz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz