Wywiad z ..., to nowa
zakładka pojawiająca się na naszym blogu. Naszym pierwszym gościem
jest Beata Szymura, młoda, obiecująca pisarka. Ma już w swoim
dorobku kilka ebooków, min. „Inna” i „Okaleczony anioł”.
Pochodzi z małej miejscowości koło Rybnika, Przegędza. Beata będzie
naszym koryfeuszem po świecie młodych pisarzy, którzy muszą
mierzyć się niejednokrotnie z wielkimi trudnościami, by wydać
własną twórczość. Min. o tym jak można opublikować książki w dzisiejszym świecie i czy trzeba mieć do tego zasobne konto. Serdecznie zapraszamy do lektury tekstu, a tych,
którzy będą czuli jeszcze niedosyt odsyłamy do bloga o książkach,
który prowadzi nasz dzisiejszy gość ( (http://beata-szy.blogspot.com/).
Czy trudno jest
napisać książkę?
B. S. Nie jest
łatwe, ale co właściwie takie jest? Zacząć pisać jest
stosunkowo prosto, gorzej wytrwać w pisaniu, nie zniechęcać się.
Często, kiedy nad czymś pracuję, mam takie chwile kryzysowe, kiedy
już żaden pomysł nie przychodzi mi do głowy, albo nie wiem jak
przeskoczyć z jednej sceny w inną. Gdy zaczynam pisać znam
najczęściej tylko szczegóły zakończenia, fabuła powstaje już w
trakcie. Poza tym gotowy tekst trzeba czytać, czytać i czytać,
wyłapywać błędy, poprawiać. A jak wiadomo najtrudniej być
własnym korektorem. Czasem jestem tym po prostu zmęczona,
zastanawiam się wtedy po co mi to wszystko, ale po kilku dniach
wraca zapał i energia, mogę formować tekst dalej.
Co stało się impulsem do wydania
książek? Rodzina, znajomi, wewnętrzny głos?
B. S. To był przypadek – pojawił się konkurs, spróbowałam, dalej
potoczyło się samo. Rodzin ale do wszystkiego dochodziłam raczej
sama. Zresztą, paradoksalnie, zwykle dziwnie się czuję, gdy ktoś
ze znajomych mówi mi, że właśnie przeczytał moją książkę.
Jakoś raźniej mi, gdy robią to osoby dla mnie anonimowe.
Czy polski rynek
wydawniczy jest otwarty na młodych, debiutujących pisarzy?
B. S. Zdecydowanie
nie i potwierdzi to każdy autor-amator, w którym - tak jak i w moim
przypadku – od zawsze kiełkowało pragnienie wydania własnej
książki. Napisać powieść to jedno, wydać ją, zupełnie inna
sprawa. W tej chwili mamy sytuację, gdy bardziej opłacalne jest po
prostu tłumaczenie zagranicznych bestsellerów niż zaufanie nikomu
nieznanemu, rodzimemu młodemu pisarzowi, co wiąże się ze zbyt
dużym ryzykiem dla wydawnictw. Wciąż przecież słyszymy, że
czyta się coraz mniej, że ceny książek rosną, a konkurencja jest
bardzo wielka. Oczywiście zdarzają się wyjątki i można się
przebić, ale często oprócz talentu trzeba mieć jeszcze szczęście,
siłę przebicia i wielkie pokłady cierpliwości.
Z drugiej strony powstaje
dużo wydawnictw, specjalizujących się w wydawaniu debiutantów.
Autorzy wydają w nich książki własnym nakładem finansowym, ale
promocja jest bardzo mizerna. Być może jednak w przyszłości ta
gałąź rozwinie się i praktycznie każdy z nas będzie mógł coś
wydać. Tylko czy to dobrze…?
Ze mną było trochę
inaczej. Przez przypadek dowiedziałam się o konkursie organizowanym
przez wydawnictwo Wydaje.pl, specjalizujące się w self-publishingu.
Jako, że miałam na dysku jakieś prehistoryczne opowiadania,
nieśmiało określane przeze mnie „książkami” postanowiłam,
że czemu nie, może się zgłoszę. Ale potem doszłam do wniosku,
że może jednak nie… Miotałam się parę dni i w końcu
napisałam, po terminie. Pracę na szczęście jeszcze przyjęto, a
później wiedziona impulsem umieściłam w Sieci kolejne e-booki.
Od kiedy literatura
stała się twoją pasją? Poza pisaniem, prowadzisz także blog o
książkach, czyli zajmują one w Twoim życiu dużo miejsca, zapewne
pochłaniają wiele czasu.
B. S. Byłam
dzieckiem czytającym – to znaczy traktowałam zawsze bibliotekę
jak drugi dom i na książkach się wychowałam. Równolegle
narodziła się pasja pisania – jakieś tam pierwsze literackie
próby składania własnych wierszyków, pisania bajek, wreszcie
dłuższych historii. To było po prostu hobby, sposób na spędzenie
wolnego czasu, dający satysfakcję. Moimi pierwszymi czytelnikami
byli rodzice czy koleżanki ze szkoły. Zawsze sobie gdzieś tam po
cichu marzyłam, że może kiedyś w przyszłości coś wydam, będę
mogła wziąć do ręki własne dzieło, ale najczęściej kończyło
się na mrzonkach – wiele razy porzucałam całe projekty w
połowie, nie będąc z nich zadowolona albo tracąc ochotę na
pisanie. Robię to dla własnej przyjemności, więc gdy napotykam
trudności, odkładam prace czasem na miesiące, czasem na lata.
Zawsze jest szansa, że jeszcze kiedyś do danego opowiadania wrócę.
„Okaleczony anioł” powstawał w podobny sposób, w liceum, przez
kilka lat.
Co do bloga – ten
pomysł narodził się niedawno. Pomyślałam, że po latach często
umykają mi jakieś tytuły, szczegóły z książek, które
czytałam, a pisanie recenzji jest dobrym sposobem na zachowanie ich
w pamięci, a poza tym daje możliwość podzielenia się swoim
zdaniem z innymi i wymianą myśli.
Czy studia filologiczne(skończyłaś filologię polską na Uniwersytecie
Śląskim) pozwoliły rozwinąć Twój warsztat pisarski? Czy osoby
pragnące związać się na dłużej ze słowem pisanym powinny pójść
na studia humanistyczne?
B. S. Jeżeli
chodzi o warsztat i teorię to na pewno tak, studia wiele mi dały.
Jednak w czasie studiów miałam bardzo mało czasu wolnego na
kontynuowanie swoich zainteresowań, pochłaniały mnie lektury i
teksty teoretyczne, dlatego z drugiej strony wiem, że trochę też
straciłam przez te pięć lat. Nie odpowiem na to pytanie. Na pewno
nie trzeba kończyć polonistyki, by pisać, ale myślę, że studia
humanistyczne dają kontekst i wiedzę, która bardzo się przydaje.
Do jakich odbiorców
kierujesz swoje książki? Młodzież czy dorośli, dziewczyny czy
chłopcy?
B. S. Najczęściej
piszę do swojej grupy wiekowej. Oznacza to, że dotąd publikowane
gdzieś książki czy opowiadania przeznaczone były do młodzieży,
głównie nastolatek czy młodych kobiet. Myślę, że mężczyźni
raczej by się przy nich wynudzili (śmiech). Jednak ostatnio przy
tworzeniu antologii opowiadań – projekt również realizowany
poprzez wydawnictwo Wydaje.pl – okazało się, że dają radę
czytać, choć kompletnie nie rozumieją postępowania moich
bohaterek. Przy okazji polecam nasz „Czerwony sweterek”, który
ukazał się przed kilkoma dniami. Również w formie e-booka.
Powróćmy do
„Okaleczonego anioła”. Skąd pomysł na książkę traktującą o
niepełnoprawności młodych ludzi?
B. S. Często
słyszę to pytanie i muszę od razu tłumaczyć, że sama w swoim
najbliższym otoczeniu nie spotkałam się z problemem
niepełnosprawności, więc wszystko stworzyłam niejako od zera.
Zaczęło się od jakiegoś artykułu w młodzieżowym czasopiśmie,
lata temu. Dotyczył on dziewczyny, która podobnie jak moja
bohaterka, straciła sprawność w wypadku i aby odciążyć swojego
chłopaka, postanowiła od niego odejść. Wydawało mi się to
absurdalne, zaczęłam zastanawiać się nad całą sytuacją,
motywami, uczuciami. Tak narodził się pomysł, który później
przeobraziłam w mojego „Okaleczonego anioła”. To tylko na pozór
smutna, pesymistyczna książka o dziewczynie, która jednej nocy
straciła wszystko. Na przekór wszystkiemu książka niesie jakąś
nadzieję.
Czy utożsamiasz się
z Martą, bohaterką powieści ”Okaleczony anioł” Czy macie
jakieś cechy wspólne?
B. S. Myślę, że
każdy autor, pisząc swoją książkę, wybiera sobie bohatera,
którego obdarza swoimi cechami charakteru, a czasem nawet
rozparcelowuje siebie na kilka postaci. Ponieważ akcja mojej książki
skupia się głównie na osobie Marty, nie trudno się domyślić, że
musiałam na nią przelać jakąś cząstkę siebie. Ale trzeba też
pamiętać, że w książce mamy do czynienia z kilkoma kreacjami
głównej bohaterki – przed wypadkiem i tuż po nim, w czasie
właściwym, w którym poznajemy Martę oraz pod koniec książki. Ta
postać wciąż ewoluuje, zmienia się, odradza. Najpierw jest pełną
życia, szczęśliwą maturzystką, później dochodzi do
nieszczęścia i w konsekwencji zamknięcia na świat, następnie
bohaterka zaczyna toczyć wewnętrzny bój o siebie samą, nie
wiedząc już kim jest i kim chciałaby być… Mimo, że na własnej
skórze nie doświadczyłam podobnego dramatu, potrafiłam wczuć się
w bohaterkę na bazie innych doświadczeń, i na tej podstawie
wyobrazić sobie co mogłaby czuć.
Czy zajęcie II
miejsca w konkursie literackim wydawnictwa Wydaje. pl (książka
"Okaleczony anioł" ) to moment ważny dla młodego
pisarza? Ucieszyła Cię ta wiadomość?
B. S. Oczywiście
poczułam się doceniona i choć traktuję tę nagrodę trochę z
przymrużeniem oka muszę stwierdzić, że jednak zmieniła moje
życie. Przede wszystkim przez ten prawie już rok od ogłoszenia
wyników nabrałam sporo doświadczenia, nawiązałam nowe
znajomości, poszerzyłam kontakty i zobaczyłam jak to jest po tej
drugiej stronie. Wywalczyłam dla książki patronat medialny, pisano
o niej na różnych portalach. Teraz emocje już opadły i mam
większy dystans do całej tej sytuacji, ale to zawsze cieszy, że
poczyniło się jakieś pierwsze kroki ku spełnieniu marzeń.
W dzisiejszym świecie
internet staje się idealnym miejscem, by wydawać książki. Uważasz,
że dzięki publikacji w sieci zauważą cię „łowcy talentów”
z tradycyjnych wydawnictw?
B. S. Żaden ze
mnie talent, żeby ktoś musiał mnie wyławiać, heh. Póki co
kontakt czytelników z ebookiem jest dla mnie rodzajem weryfikacji –
czy robić coś z książką dalej, czy napisać coś nowego i wtedy
próbować. Prawdę mówiąc, nie spieszy mi się – nie potrzebuję
nieprzemyślanych skoków na głęboką wodę, wolę dmuchać na
zimne. Czas pokaże, co będzie dalej. A Internet oczywiście
wspomaga promocję – strony, portale, konkursy, artykuły.
Przeczytałam, iż
zamierzasz wydać swoje książki także w wersji papierowej. Kiedy
będziemy mogli wziąć Twoje książki do ręki ?
B. S. Były takie
plany, ale na razie je porzuciłam. W tej chwili skoncentrowałam się
znowu na czytaniu, na pisanie czy promowanie się nie ma jakoś
ostatnio energii. Na pewno będę do tego dążyć, ale nie czuję
żadnej presji czasowej. Może to być zarówno za rok jak i za
piętnaście lat.
Jakie są Twoje najbliższe plany
pisarskie? Pracujesz już nad nowa powieścią? Jeżeli tak, to kiedy
możemy spodziewać się książki i o czym będzie traktować?
B. S. Tak,
wystartowałam w zeszłe wakacje z pisaniem nowej powieści.
Pracowałam wytrwale przez parę miesięcy, po czym porzuciłam
pisanie po około setnej stronie i nie napisałam żadnego zdania od
kilku miesięcy. Tak już mam… Chciałabym kiedyś wrócić do tego
pomysłu, gdyż ciągle mam go w głowie, ale w moim przypadku
wszystko rozwleka się w czasie. A o czym to książka… Piszę
raczej z autopsji, wplatam w historie jakieś własne obserwacje,
przeinaczam trochę doświadczenia swoje lub bliskich… Akcja
powieści nakreślona jest wokół dwóch diametralnie różnych
sióstr – starszej: uporządkowanej, ustabilizowanej życiowo,
perfekcyjnej w każdym calu i młodszej, będącej zarazem główną
bohaterką – dziewczyny w moim wieku, szukającej swojego miejsca w
świecie, niezorganizowanej i bez pomysłu na przyszłość. Mam
nadzieję, że wyjdzie z tego coś fajnego. O ile się kiedyś
zmobilizuję ;)
Życzymy powodzenia i czekamy na kolejne książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz